Nie jestem nienormalna.
Jestem tu już dwa lata. Zakład psychiatryczny,
jak to brzmi... Zrobiłam coś głupiego, a mój „dobry adwokat” udowodnił że byłam
wtedy niepoczytalna. Nie wiem czy lepiej
tutaj czy w więzieniu.
Na początku chciałam ten czas po prostu
przetrwać, ale tu jest stanowczo za dużo czasu na rozmyślanie. Uświadomiłam
sobie dosyć szybko jak bardzo nienawidzę mojego męża i jak bardzo kocham
dziecko które zabił.
***
Znaliśmy
się już w szkole średniej. To była wspaniała znajomość, uwielbiałam na niego
patrzeć, czekać na niego po szkole. Lubiłam wieczorami spacerować pod jego
domem wiedząc, że on tam jest. Lubiłam
wysyłać do niego listy. Piękne mówiłam o swoich uczuciach. Mam do tego dar.
Poza tym tworzyliśmy świetny związek mimo różnych charakterów. Ja byłam ta
ustępliwa. Nigdy nie interesowała mnie informatyka ale czego się nie robi dla
mężczyzny którego się kocha? Chcieliśmy studiować razem. Ponad to byłam mu wdzięczna że nie pospieszał mnie w
sprawach seksu. Szanował to że potrzebuję czasu. Oboje byliśmy skupieni na nauce,
każdy z nas miał też obowiązki na co dzień więc nawet nie było czasu spotkać
się po szkole na dłużej tylko przelotne pożegnanie, a co dopiero myśleć o takich intymnych
rzeczach. A mimo to miłość była taka silna i ogromna. To jak na mnie patrzył
stanowczo mi wystarczało i oczywiście
wieczorne spacery pod jego domem.
W końcu skończyliśmy studia, jakie to
wspaniałe uczucie. Od koleżanki dowiedziałam się że on będzie na jakiejś
imprezie na zakończenie studiów. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Gdy
przyszłam około godziny 22 on już był bardzo pijany. Wybaczyłam mu to, przecież
tyle czasu ciężko pracował na studiach, teraz może się trochę zabawić.
Pomyślałam, że to już czas by przejść na kolejny etap, to czas by iść z nim do
łóżka. Byłam taka przejęta, że nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w jednym z
pokoi no i stało się.
Pewnego dnia zorientowałam
się, że jestem w ciąży. To wspaniałe, noszę w sobie jakby jego część. To jego
dziecko, to uwiecznienie naszej miłości. Noszę w sobie naszą miłość. Byłam taka szczęśliwa, że od razu chciałam mu
to powiedzieć. Poszłam pod jego dom. Pierwszy raz w życiu tam zapukałam.
Otworzyła jego matka i powiedziała, że zaraz po studiach ożenił się i przeprowadził..
***
Przez
te dwa lata w ośrodku zrozumiałam dlaczego dziecko musiało umrzeć. On zabił naszą miłość więc i miłość którą
nosiłam w sobie. Wszystko zaplanowałam. Wiedziałam o której pielęgniarki mają zmianę. Wiedziałam, gdzie się przebierają. Wiedziałam, gdzie mają identyfikatory którymi
otwierają wszystkie drzwi. Wiedziałam
gdzie mieszka on.
Tego wieczora wszystko
poszło zgodnie z planem. O godzinie 23:00 odwiedziłam córeczkę. Absolutnie nie na cmentarzu. Nigdy nie
chciałabym aby moja miłość była zakopana tam gdzie cała reszta zwykłych ludzi.
Moja miłość była czymś niesamowitym i zasługiwała na miejsce tajemnicze i
piękne, takie, w którym nikt jej nigdy nie znajdzie.
Około 23:30 byłam już pod
jego domem. Z konsternacją czekałam do rana. Nawet nie czułam się senna. O godzinie 7:30 otworzył się garaż. Szybko
weszłam do środka, otworzyłam drzwi samochodu ze strony pasażera, wskoczyłam do
środka i uderzyłam go młotkiem. Pół przytomnego przeniosłam na tyle siedzenie i odjechałam z piskiem opon. Podjechałam tam gdzie mieszkałam zanim
trafiłam do ośrodka. Rodzice zawsze
chowali klucze za donicą na schodach. Wciągnęłam go po trzech schodkach do domu, a
potem tylko popchnęłam do pomieszczenia obok drzwi frontowych by znalazł się w
piwnicy. Posadziłam go na krześle i
związałam. Usiadłam na wprost niego i przyglądałam mu się tak długo aż odzyskał
przytomność.
- Dzień dobry –
powiedziałam z nutką uczucia którym kiedyś go darzyłam.
- Czego ode mnie chcesz?
- Jeszcze śmiesz
pytać? Po tym wszystkim co się
wydarzyło?!
- Co się wydarzyło, o co
chodzi? – pytał z przerażeniem. – Mam pieniądze, dostaniesz co chcesz tylko
puść mnie!
- Nie rozśmieszaj mnie –
wykrzyczałam z pogardą. – Jakie pieniądze??
- To czego do cholery
chcesz? – wydukał z wyraźnie spanikowany.
- A co Ty możesz mi dać? –
zaczęłam z rozbawieniem. – Już nic nie możesz zrobić. Bogiem nie jesteś. Miłość
nie zmartwychwstanie a dziecko tym bardziej.
- Jakie kurwa
dziecko? - wykrzyczał prawie spadając z
krzesła do którego był przywiązany.
- Po pierwsze, to nie
krzycz na mnie – wyliczam na palcach tuż przed jego twarzą, – a po drugie
chodzi o nasze dziecko, te które zabiłeś!
- Kobieto, na litość
boską, ja nikogo nie zabiłem. Ja nawet
nie mam z Tobą dziecka – tłumaczy błagalnym tonem.
- Ty skurwielu! –
wybuchłam.
Nagle słyszę nadjeżdżającą
policję i pogotowie. Szybko wyciągam
schowany wcześniej nóż, by zdążyć wyrównać rachunki. On zabił miłość, ja zabiłam dziecko. Teraz
umrze on, zaraz po nim ja.
Wywarzyli drzwi i w
sekundę zbiegli do piwnicy. Policjant chwycił mnie za rękę w momencie gdy miałam wymierzyć cios.
Przecież to nie może się tak skończyć.
Rzucił mnie na ziemię, próbował skuć kajdankami ale stawiałam mu mocny
opór. Przybiegł drugi facet i ubrali mi kaftan. Gdy mnie wynosili słyszałam
tylko fragment rozmowy mojego męża i policjanta:
- Za kogo się podawała? –
pytał policjant.
- Nie wiem dokładnie bo
nic nie rozumiałem. Mówiła, ze zabiłem jakieś dziecko – opowiada chaotycznie, – ale do jasnej
cholery ja z tą kobietą nie mam nic wspólnego.
- Ale zna pan panią
Jakubiec?
- Znaczy kojarzę, że
chodziła ze mną do gimnazjum albo do liceum, ale chyba nawet nigdy nie
rozmawialiśmy…
Nie jestem nienormalna.