środa, 28 maja 2014

Sesja tak bardzo, czyli zadań domowych ciąg dalszy

Nie jestem nienormalna.
                 Jestem tu już dwa lata. Zakład psychiatryczny, jak to brzmi... Zrobiłam coś głupiego, a mój „dobry adwokat” udowodnił że byłam wtedy niepoczytalna.  Nie wiem czy lepiej tutaj czy w więzieniu.
                 Na początku chciałam ten czas po prostu przetrwać, ale tu jest stanowczo za dużo czasu na rozmyślanie. Uświadomiłam sobie dosyć szybko jak bardzo nienawidzę mojego męża i jak bardzo kocham dziecko które zabił.
***
                Znaliśmy się już w szkole średniej. To była wspaniała znajomość, uwielbiałam na niego patrzeć, czekać na niego po szkole. Lubiłam wieczorami spacerować pod jego domem wiedząc, że on tam jest.  Lubiłam wysyłać do niego listy. Piękne mówiłam o swoich uczuciach. Mam do tego dar. Poza tym tworzyliśmy świetny związek mimo różnych charakterów. Ja byłam ta ustępliwa. Nigdy nie interesowała mnie informatyka ale czego się nie robi dla mężczyzny którego się kocha? Chcieliśmy studiować razem. Ponad to  byłam mu wdzięczna że nie pospieszał mnie w sprawach seksu. Szanował to że potrzebuję czasu. Oboje byliśmy skupieni na nauce, każdy z nas miał też obowiązki na co dzień więc nawet nie było czasu spotkać się po szkole na dłużej tylko przelotne pożegnanie,  a co dopiero myśleć o takich intymnych rzeczach. A mimo to miłość była taka silna i ogromna. To jak na mnie patrzył stanowczo mi wystarczało  i oczywiście wieczorne spacery pod jego domem.
                 W końcu skończyliśmy studia, jakie to wspaniałe uczucie. Od koleżanki dowiedziałam się że on będzie na jakiejś imprezie na zakończenie studiów. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Gdy przyszłam około godziny 22 on już był bardzo pijany. Wybaczyłam mu to, przecież tyle czasu ciężko pracował na studiach, teraz może się trochę zabawić. Pomyślałam, że to już czas by przejść na kolejny etap, to czas by iść z nim do łóżka. Byłam taka przejęta, że nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w jednym z pokoi no i stało się.
                Pewnego dnia zorientowałam się, że jestem w ciąży. To wspaniałe, noszę w sobie jakby jego część. To jego dziecko, to uwiecznienie naszej miłości. Noszę w sobie naszą miłość.  Byłam taka szczęśliwa, że od razu chciałam mu to powiedzieć. Poszłam pod jego dom. Pierwszy raz w życiu tam zapukałam. Otworzyła jego matka i powiedziała, że zaraz po studiach ożenił się i przeprowadził..
***

                Przez te dwa lata w ośrodku zrozumiałam dlaczego dziecko musiało umrzeć.  On zabił naszą miłość więc i miłość którą nosiłam w sobie. Wszystko zaplanowałam. Wiedziałam o której  pielęgniarki mają zmianę. Wiedziałam,  gdzie się przebierają.  Wiedziałam, gdzie mają identyfikatory którymi otwierają wszystkie drzwi.  Wiedziałam gdzie mieszka on.
                Tego wieczora wszystko poszło zgodnie z planem. O godzinie 23:00 odwiedziłam córeczkę.  Absolutnie nie na cmentarzu. Nigdy nie chciałabym aby moja miłość była zakopana tam gdzie cała reszta zwykłych ludzi. Moja miłość była czymś niesamowitym i zasługiwała na miejsce tajemnicze i piękne, takie, w którym nikt jej nigdy nie znajdzie.
                Około 23:30 byłam już pod jego domem. Z konsternacją czekałam do rana. Nawet nie czułam się senna.  O godzinie 7:30 otworzył się garaż. Szybko weszłam do środka, otworzyłam drzwi samochodu ze strony pasażera, wskoczyłam do środka i uderzyłam go młotkiem. Pół przytomnego przeniosłam  na tyle siedzenie i odjechałam z piskiem opon.  Podjechałam tam gdzie mieszkałam zanim trafiłam do ośrodka.  Rodzice zawsze chowali klucze za donicą na schodach.  Wciągnęłam go po trzech schodkach do domu, a potem tylko popchnęłam do pomieszczenia obok drzwi frontowych by znalazł się w piwnicy.  Posadziłam go na krześle i związałam. Usiadłam na wprost niego i przyglądałam mu się tak długo aż odzyskał przytomność.
                - Dzień dobry – powiedziałam z nutką uczucia którym kiedyś go darzyłam.
                - Czego ode mnie chcesz?
                - Jeszcze śmiesz pytać?  Po tym wszystkim co się wydarzyło?!
                - Co się wydarzyło, o co chodzi? – pytał z przerażeniem. – Mam pieniądze, dostaniesz co chcesz tylko puść mnie!
                - Nie rozśmieszaj mnie – wykrzyczałam z pogardą. – Jakie pieniądze??
                - To czego do cholery chcesz? – wydukał z wyraźnie spanikowany.
                - A co Ty możesz mi dać? – zaczęłam z rozbawieniem. – Już nic nie możesz zrobić. Bogiem nie jesteś. Miłość nie zmartwychwstanie a dziecko tym bardziej.
                - Jakie kurwa dziecko?  - wykrzyczał prawie spadając z krzesła do którego był przywiązany.
                - Po pierwsze, to nie krzycz na mnie – wyliczam na palcach tuż przed jego twarzą, – a po drugie chodzi o nasze dziecko, te które zabiłeś!
                - Kobieto, na litość boską,  ja nikogo nie zabiłem. Ja nawet nie mam z Tobą dziecka – tłumaczy błagalnym tonem.
                - Ty skurwielu! – wybuchłam.
                Nagle słyszę nadjeżdżającą policję i pogotowie.  Szybko wyciągam schowany wcześniej nóż, by zdążyć wyrównać rachunki.  On zabił miłość, ja zabiłam dziecko. Teraz umrze on, zaraz po nim ja.
                Wywarzyli drzwi i w sekundę zbiegli do piwnicy. Policjant chwycił mnie za rękę  w momencie gdy miałam wymierzyć cios. Przecież to nie może się tak skończyć.  Rzucił mnie na ziemię, próbował skuć kajdankami ale stawiałam mu mocny opór. Przybiegł drugi facet i ubrali mi kaftan. Gdy mnie wynosili słyszałam tylko fragment rozmowy mojego męża i policjanta:
                - Za kogo się podawała? – pytał policjant.
                - Nie wiem dokładnie bo nic nie rozumiałem. Mówiła, ze zabiłem jakieś dziecko  – opowiada chaotycznie, – ale do jasnej cholery ja z tą kobietą nie mam nic wspólnego.
                - Ale zna pan panią Jakubiec?
                - Znaczy kojarzę, że chodziła ze mną do gimnazjum albo do liceum, ale chyba nawet nigdy nie rozmawialiśmy…
                Nie jestem nienormalna.

piątek, 16 maja 2014

ciekawe zadania domowe na UE.

               

               On. Zawsze mnie bił i poniżał. Ja. Zawsze posłuszna i uległa. Jakoś toczyło się to nędzne życie. Wszystko jest stanem umysłu. Przyzwyczaiłam się, przecież inni mają gorzej, nie mogę narzekać.
                Pracę kończę o 15:00, mam 20 minut na zrobienie zakupów, inaczej ucieknie mi autobus do domu.  To dobry dzień – pomyślałam – nawet miejsce w autobusie się znalazło, zakupy zrobione, dziś będzie szybki obiad.
                Obcasy  odbijają się echem  po klatce schodowej i czuję ten narastający niepokój.. Dla niego najważniejsze jest żeby obiad był o 16 gotowy, ale zapomniałam kupić mięso. Nie mogę się teraz wrócić do sklepu bo jak będę za późno w domu to i tak dostanę  od niego czymkolwiek co będzie miał pod ręką. Wchodzę, mówię od razu, że  nie kupiłam mięsa do obiadu, po co mam to przedłużać? Podchodzi do mnie, nie ma nic w ręce, jednak z doświadczenia wiem, że pięści są najgorsze. Mdleję z bólu.
                Otwieram oczy, czuję koszmarny ból głowy i brzucha, leżę na ziemi. Słyszę, że on ogląda telewizję. Drżącą ręką, po cichu otwieram dolną szafkę w kuchni, wyciągam pojemnik na mąkę wysypuję zawartość na ziemię. Jest! Moje oszczędności w foliowym woreczku. Powoli podnoszę się z ziemi i uciekam z mieszkania. Jeszcze nie mam pomysłu gdzie iść. Zamierzałam na policję ale to przecież bez sensu, już próbowałam wiele razy. Zwyczajnie idę przed siebie. Widzę  wielki szyld z napisem Kancelaria adwokacka . Wchodzę bez zastanowienia . W środku panuje chłód, szyk, elegancja, przestrzeń. Duża rozpiska z nazwiskami i numerami pokoi mówi mi, że mam iść do adwokata Piotra Walczaka pok. 3 – adwokat ds. rodzinnych.
                Pukam.
                - Proszę.
                - Yyy, dzień dobry – wydukałam.
                - W czym mogę pomóc? – pyta zaskoczony, nie mogąc oderwać ode mnie oczu.
                - Ja, przepraszam, ja mam tylko parę pytań. Mam pieniądze, zapłacę – zapewniam.
                - Nie o to chodzi pani.. – przeciąga ostatni wyraz.
                - Ah, Maria Cybulska.
                - Pani Mario, ja zwyczajnie nie mam czasu. Nawet gdybym chciał to zwyczajnie nie jestem w stanie pani pomóc.
                - Najmocniej przepraszam – odpowiadam zawiedziona choć wcale nie zaskoczona.
                Powoli, by nie nadwyrężać  obolałego ciała zamykam drzwi i wychodzę z budynku. Nagle słyszę gdzieś z góry.
                - Proszę poczekać!
                Patrzę w górę, to ten adwokat. Więc stoję i czekam. Schodzi na dół z teczką i płaszczem przewieszonym przez ramię.
                - Pani Mario, muszę jechać do mojego domku na pobliskiej wsi, zalało mnie – tłumaczy.
                - Ja rozumiem, przepraszam.
                - Nie, pani nie rozumie – mówi z uśmiechem i zatroskaniem – bardzo chcę pani pomóc. Proszę jechać ze mną, muszę tylko dać klucze hydraulikowi. Po drodze opowie mi pani wszystko, zgoda?
                On wzbudza we mnie tak ogromne zaufanie.
                - Zgoda! – mówię pełna nadziei.
                Wsiadamy do samochodu, po drodze kupił jedzenie, prawdziwy dżentelmen. Zadbał o mnie. Opowiedziałam całą swoją historię, wysłuchał mnie uważnie. Nawet nie zorientowałam się jak szybko dojechaliśmy na miejsce. Piękny domek, cisza i spokój.  W środku nic nie wyglądało na zalane ale wtedy jakoś o tym nie myślałam.
                - Pani Mario, zrobię herbatę i porozmawiamy o tym jakie ma pani szanse w sądzie przeciwko mężowi.
                - Chętnie, dziękuję – odpowiadam z uśmiechem.
                - Proszę sobie usiąść w salonie – zaprosił mnie gestem – słodzi pani?
                - Tak, poproszę.
                Z salonu pod ukosem widać kuchnię. Trochę podglądam co robi, jak krząta się po pomieszczeniu. Nagle na ziemię upadła jakaś mała fiolka jakby z lekami, może na coś choruje. Nie moja sprawa. Fiolka poturlała się po kafelkach, a on wyraźnie zbity z tropu szybko podniósł ją i schował. W końcu przyniósł herbatę. Chwilę rozmawialiśmy. Zrobiło mi się ciepło, błogo, potem trochę sennie. Kręci mi się w głowie. Pan Piotr dwoi mi się w oczach.
                - Jesteś taka piękna – mówi czule.
                Czuję jego ręce na moich ramionach lecz jestem bezwładna, nie mogę go odeprzeć. Próbuję coś powiedzieć, ale sama nic nie rozumiem, język plącze się w ustach. Słyszę go co raz ciszej, jest co raz ciemniej.
                - Nie martw się, nie jesteś tu pierwsza, jestem dosyć doświadczony.|
                Zasypiam słysząc jego mimo wszystko kojący dla uszu śmiech.
                    Małżeństwo było piekłem i myślałam, że gorzej być nie może. Myliłam się. Mimo że Walczak podał mi jakieś tabletki i nic nie pamiętam to przeszywający ból jaki czuję w okolicach intymnych pozwala mi wyobrazić sobie jak mnie skrzywdził. Gdy obudziłam się w tej pięknej chałupce na odludziu byłam zupełnie sama. Przyzwyczajona już chyba do bólu zbieram się z zakrwawionej kanapy, wychodzę z domku i idę przed siebie. Idę pustą szeroką ulicą. Idę choć nie wiem gdzie. Idę i nie myślę o niczym. Idę na spotkanie z jeszcze większym cierpieniem. Nigdy już nie powiem, że gorzej być nie może…

***

czwartek, 1 maja 2014

Wszyscy tacy sami..

Dlaczego tak bardzo przejmujemy się tym co myślą inni? Dlaczego chcemy wyglądać i zachowywać się normalnie a nie możemy być po prostu sobą. Czy dzień nie był by lepszy gdy potykając się na środku centrum handlowego zaczniesz śmiać się z samego siebie zamiast szybko zbierać się ziemi speszonym uważając się za upokorzoną pokrakę? Poleż sobie na ziemi, może to mało normalne ale zawsze możesz przecierać nowe szlaki :D


Albo wyjedź na wakacje i dobrze się baw. Nie musisz chodzić w sandałach i białych skarpetach żeby wiedzieli że jesteś z Polski, że jesteś zajebisty. Bo jesteś atomówką:


A jeśli nie masz nart a na stoku stanowisz zagrożenie życia dla siebie i innych możesz pojeździć w publicznej toalecie. Rękawice i narciarskie gacie OBOWIĄZKOWE.


i upij się w pociągu - lepiej zniesiesz tą ekskluzywną podróż!