On. Zawsze mnie bił i poniżał. Ja. Zawsze posłuszna i
uległa. Jakoś toczyło się to nędzne życie. Wszystko jest stanem umysłu.
Przyzwyczaiłam się, przecież inni mają gorzej, nie mogę narzekać.
Pracę kończę o 15:00, mam
20 minut na zrobienie zakupów, inaczej ucieknie mi autobus do domu. To dobry dzień – pomyślałam – nawet miejsce w
autobusie się znalazło, zakupy zrobione, dziś będzie szybki obiad.
Obcasy odbijają się echem po klatce schodowej i czuję ten narastający
niepokój.. Dla niego najważniejsze jest żeby obiad był o 16 gotowy, ale
zapomniałam kupić mięso. Nie mogę się teraz wrócić do sklepu bo jak będę za
późno w domu to i tak dostanę od niego
czymkolwiek co będzie miał pod ręką. Wchodzę, mówię od razu, że nie kupiłam mięsa do obiadu, po co mam to
przedłużać? Podchodzi do mnie, nie ma nic w ręce, jednak z doświadczenia wiem,
że pięści są najgorsze. Mdleję z bólu.
Otwieram oczy, czuję
koszmarny ból głowy i brzucha, leżę na ziemi. Słyszę, że on ogląda telewizję. Drżącą
ręką, po cichu otwieram dolną szafkę w kuchni, wyciągam pojemnik na mąkę
wysypuję zawartość na ziemię. Jest! Moje oszczędności w foliowym woreczku.
Powoli podnoszę się z ziemi i uciekam z mieszkania. Jeszcze nie mam pomysłu
gdzie iść. Zamierzałam na policję ale to przecież bez sensu, już próbowałam
wiele razy. Zwyczajnie idę przed siebie. Widzę
wielki szyld z napisem
Kancelaria
adwokacka . Wchodzę bez zastanowienia . W środku panuje chłód, szyk,
elegancja, przestrzeń. Duża rozpiska z nazwiskami i numerami pokoi mówi mi, że
mam iść do adwokata Piotra Walczaka pok. 3 – adwokat ds. rodzinnych.
Pukam.
- Proszę.
- Yyy, dzień dobry –
wydukałam.
- W czym mogę pomóc? –
pyta zaskoczony, nie mogąc oderwać ode mnie oczu.
- Ja, przepraszam, ja mam
tylko parę pytań. Mam pieniądze, zapłacę – zapewniam.
- Nie o to chodzi pani.. –
przeciąga ostatni wyraz.
- Ah, Maria Cybulska.
- Pani Mario, ja
zwyczajnie nie mam czasu. Nawet gdybym chciał to zwyczajnie nie jestem w stanie
pani pomóc.
- Najmocniej przepraszam –
odpowiadam zawiedziona choć wcale nie zaskoczona.
Powoli, by nie
nadwyrężać obolałego ciała zamykam drzwi
i wychodzę z budynku. Nagle słyszę gdzieś z góry.
- Proszę poczekać!
Patrzę w górę, to ten adwokat.
Więc stoję i czekam. Schodzi na dół z teczką i płaszczem przewieszonym przez
ramię.
- Pani Mario, muszę jechać
do mojego domku na pobliskiej wsi, zalało mnie – tłumaczy.
- Ja rozumiem, przepraszam.
- Nie, pani nie rozumie –
mówi z uśmiechem i zatroskaniem – bardzo chcę pani pomóc. Proszę jechać ze mną,
muszę tylko dać klucze hydraulikowi. Po drodze opowie mi pani wszystko, zgoda?
On wzbudza we mnie tak
ogromne zaufanie.
- Zgoda! – mówię pełna
nadziei.
Wsiadamy do samochodu, po
drodze kupił jedzenie, prawdziwy dżentelmen. Zadbał o mnie. Opowiedziałam całą
swoją historię, wysłuchał mnie uważnie. Nawet nie zorientowałam się jak szybko
dojechaliśmy na miejsce. Piękny domek, cisza i spokój. W środku nic nie wyglądało na zalane ale wtedy
jakoś o tym nie myślałam.
- Pani Mario, zrobię
herbatę i porozmawiamy o tym jakie ma pani szanse w sądzie przeciwko mężowi.
- Chętnie, dziękuję –
odpowiadam z uśmiechem.
- Proszę sobie usiąść w
salonie – zaprosił mnie gestem – słodzi pani?
- Tak, poproszę.
Z salonu pod ukosem widać
kuchnię. Trochę podglądam co robi, jak krząta się po pomieszczeniu. Nagle na
ziemię upadła jakaś mała fiolka jakby z lekami, może na coś choruje. Nie moja
sprawa. Fiolka poturlała się po kafelkach, a on wyraźnie zbity z tropu szybko podniósł
ją i schował. W końcu przyniósł herbatę. Chwilę rozmawialiśmy. Zrobiło mi się
ciepło, błogo, potem trochę sennie. Kręci mi się w głowie. Pan Piotr dwoi mi
się w oczach.
- Jesteś taka piękna –
mówi czule.
Czuję jego ręce na moich
ramionach lecz jestem bezwładna, nie mogę go odeprzeć. Próbuję coś powiedzieć,
ale sama nic nie rozumiem, język plącze się w ustach. Słyszę go co raz ciszej,
jest co raz ciemniej.
- Nie martw się, nie
jesteś tu pierwsza, jestem dosyć doświadczony.|
Zasypiam słysząc jego mimo
wszystko kojący dla uszu śmiech.
Małżeństwo
było piekłem i myślałam, że gorzej być nie może. Myliłam się. Mimo że Walczak
podał mi jakieś tabletki i nic nie pamiętam to przeszywający ból jaki czuję w
okolicach intymnych pozwala mi wyobrazić sobie jak mnie skrzywdził. Gdy
obudziłam się w tej pięknej chałupce na odludziu byłam zupełnie sama.
Przyzwyczajona już chyba do bólu zbieram się z zakrwawionej kanapy, wychodzę z
domku i idę przed siebie. Idę pustą szeroką ulicą. Idę choć nie wiem gdzie. Idę
i nie myślę o niczym. Idę na spotkanie z jeszcze większym cierpieniem. Nigdy
już nie powiem, że gorzej być nie może…
***