piątek, 16 maja 2014

ciekawe zadania domowe na UE.

               

               On. Zawsze mnie bił i poniżał. Ja. Zawsze posłuszna i uległa. Jakoś toczyło się to nędzne życie. Wszystko jest stanem umysłu. Przyzwyczaiłam się, przecież inni mają gorzej, nie mogę narzekać.
                Pracę kończę o 15:00, mam 20 minut na zrobienie zakupów, inaczej ucieknie mi autobus do domu.  To dobry dzień – pomyślałam – nawet miejsce w autobusie się znalazło, zakupy zrobione, dziś będzie szybki obiad.
                Obcasy  odbijają się echem  po klatce schodowej i czuję ten narastający niepokój.. Dla niego najważniejsze jest żeby obiad był o 16 gotowy, ale zapomniałam kupić mięso. Nie mogę się teraz wrócić do sklepu bo jak będę za późno w domu to i tak dostanę  od niego czymkolwiek co będzie miał pod ręką. Wchodzę, mówię od razu, że  nie kupiłam mięsa do obiadu, po co mam to przedłużać? Podchodzi do mnie, nie ma nic w ręce, jednak z doświadczenia wiem, że pięści są najgorsze. Mdleję z bólu.
                Otwieram oczy, czuję koszmarny ból głowy i brzucha, leżę na ziemi. Słyszę, że on ogląda telewizję. Drżącą ręką, po cichu otwieram dolną szafkę w kuchni, wyciągam pojemnik na mąkę wysypuję zawartość na ziemię. Jest! Moje oszczędności w foliowym woreczku. Powoli podnoszę się z ziemi i uciekam z mieszkania. Jeszcze nie mam pomysłu gdzie iść. Zamierzałam na policję ale to przecież bez sensu, już próbowałam wiele razy. Zwyczajnie idę przed siebie. Widzę  wielki szyld z napisem Kancelaria adwokacka . Wchodzę bez zastanowienia . W środku panuje chłód, szyk, elegancja, przestrzeń. Duża rozpiska z nazwiskami i numerami pokoi mówi mi, że mam iść do adwokata Piotra Walczaka pok. 3 – adwokat ds. rodzinnych.
                Pukam.
                - Proszę.
                - Yyy, dzień dobry – wydukałam.
                - W czym mogę pomóc? – pyta zaskoczony, nie mogąc oderwać ode mnie oczu.
                - Ja, przepraszam, ja mam tylko parę pytań. Mam pieniądze, zapłacę – zapewniam.
                - Nie o to chodzi pani.. – przeciąga ostatni wyraz.
                - Ah, Maria Cybulska.
                - Pani Mario, ja zwyczajnie nie mam czasu. Nawet gdybym chciał to zwyczajnie nie jestem w stanie pani pomóc.
                - Najmocniej przepraszam – odpowiadam zawiedziona choć wcale nie zaskoczona.
                Powoli, by nie nadwyrężać  obolałego ciała zamykam drzwi i wychodzę z budynku. Nagle słyszę gdzieś z góry.
                - Proszę poczekać!
                Patrzę w górę, to ten adwokat. Więc stoję i czekam. Schodzi na dół z teczką i płaszczem przewieszonym przez ramię.
                - Pani Mario, muszę jechać do mojego domku na pobliskiej wsi, zalało mnie – tłumaczy.
                - Ja rozumiem, przepraszam.
                - Nie, pani nie rozumie – mówi z uśmiechem i zatroskaniem – bardzo chcę pani pomóc. Proszę jechać ze mną, muszę tylko dać klucze hydraulikowi. Po drodze opowie mi pani wszystko, zgoda?
                On wzbudza we mnie tak ogromne zaufanie.
                - Zgoda! – mówię pełna nadziei.
                Wsiadamy do samochodu, po drodze kupił jedzenie, prawdziwy dżentelmen. Zadbał o mnie. Opowiedziałam całą swoją historię, wysłuchał mnie uważnie. Nawet nie zorientowałam się jak szybko dojechaliśmy na miejsce. Piękny domek, cisza i spokój.  W środku nic nie wyglądało na zalane ale wtedy jakoś o tym nie myślałam.
                - Pani Mario, zrobię herbatę i porozmawiamy o tym jakie ma pani szanse w sądzie przeciwko mężowi.
                - Chętnie, dziękuję – odpowiadam z uśmiechem.
                - Proszę sobie usiąść w salonie – zaprosił mnie gestem – słodzi pani?
                - Tak, poproszę.
                Z salonu pod ukosem widać kuchnię. Trochę podglądam co robi, jak krząta się po pomieszczeniu. Nagle na ziemię upadła jakaś mała fiolka jakby z lekami, może na coś choruje. Nie moja sprawa. Fiolka poturlała się po kafelkach, a on wyraźnie zbity z tropu szybko podniósł ją i schował. W końcu przyniósł herbatę. Chwilę rozmawialiśmy. Zrobiło mi się ciepło, błogo, potem trochę sennie. Kręci mi się w głowie. Pan Piotr dwoi mi się w oczach.
                - Jesteś taka piękna – mówi czule.
                Czuję jego ręce na moich ramionach lecz jestem bezwładna, nie mogę go odeprzeć. Próbuję coś powiedzieć, ale sama nic nie rozumiem, język plącze się w ustach. Słyszę go co raz ciszej, jest co raz ciemniej.
                - Nie martw się, nie jesteś tu pierwsza, jestem dosyć doświadczony.|
                Zasypiam słysząc jego mimo wszystko kojący dla uszu śmiech.
                    Małżeństwo było piekłem i myślałam, że gorzej być nie może. Myliłam się. Mimo że Walczak podał mi jakieś tabletki i nic nie pamiętam to przeszywający ból jaki czuję w okolicach intymnych pozwala mi wyobrazić sobie jak mnie skrzywdził. Gdy obudziłam się w tej pięknej chałupce na odludziu byłam zupełnie sama. Przyzwyczajona już chyba do bólu zbieram się z zakrwawionej kanapy, wychodzę z domku i idę przed siebie. Idę pustą szeroką ulicą. Idę choć nie wiem gdzie. Idę i nie myślę o niczym. Idę na spotkanie z jeszcze większym cierpieniem. Nigdy już nie powiem, że gorzej być nie może…

***

3 komentarze:

  1. ło, a tego nie czytałam! z deszczu pod rynnę

    OdpowiedzUsuń
  2. 56 year old Executive Secretary Bevon Candish, hailing from Brentwood Bay enjoys watching movies like "Edward, My Son" and Archery. Took a trip to Historic Fortified Town of Campeche and drives a Ferrari 250 GT SWB Speciale Aerodinamica. Polecane do czytania

    OdpowiedzUsuń